ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 1
- Mariette ruszaj się. Musimy jechać.
- To konieczne? - spojrzałam się na twarz mojej przyjaciólki Arlena'y tak, jakby wiedziała o co mi chodzi - wiesz, że nie musimy tego robić. To tylko strata czasu.
- Musimy Mariette. Jeśli będziemy cały czas tak siedzieć to nic nie załatwimy - powoli zaczyna się wkurzać. Chodzi po całym pokoju trzymając skrzyżowane ręce.
- Posłuchaj... możesz jechać, nie zatrzymuje cię, ale ja tu zostaje. - podniosłam ręce do góry tak, jakbym się poddała.
- Oszalałaś? Doszłyśmy tak daleko a ty się wycofujesz i to teraz w takim momencie, gdy wszystko zaczyna nam się układać.
- Arlena ja to rozumiem. Ja wszystko rozumiem, że ten wyjazd jest dla ciebie bardzo ważny, ale pomyśl też trochę o mnie.
- Myślę o tobie przecież.
- Jasne - odwróciłam się do niej plecami, uśmiechnęłam się śmiejąc i znów się odwróciłam - ty bardziej myślisz o sobie niż o mnie.
- Cholera jasna Mariette. Robię to dla nas, nie dla siebie. Ten wyjazd to dla nas wielka szansa, a ty to wszystko psujesz.
- Ja nic nie psuje! Czy ty słyszysz co ty mówisz? "To dla nas wielka szansa" wielkie mi halo. - zaczęłam krzyczeć myśląc, że może ona w końcu coś zrozumie i spojrzy w prawdzie oczy co ona robi.
- Stąpasz...po cienkim... lodzie Mariette - podeszła do mnie tak blisko, że poczułam jej lekki, gęsty i ciepły oddech - Staram się jak mogę, żeby to wszystko wypaliło.
Nie mogłam uwierzyć w to co ona mówi. Wyjazd do texasu, poznanie nowych, obcych i zagubionych ludzi, te wszystkie niebezpieczne sprzęty: pistolety, siekiery, kusze, shotgany i inne niebezpieczne wynalazki, jakkbyśmy jechały na jakieś polowanie na zwierzęta albo na coś gorszego. Czasami Arlena ma szalone pomysły i nie zdaje sobie z tego sprawy, że przez takiego wyjazdy mogą skończyć się źle. Ostatnio jechałyśmy do najniebezpiecznego miasta do Birmingham w stanie Kalifornia. Niestety, trafiłyśmy do więzienia przez Arlen'e ze względu na to, że pobiłyśmy dwóch facetów o bardzo mocnych i silnych mięśniach, którzy wisili nam kase od ponad pół roku. Więc moja przyjaciółka tak zrobiła akcję, że aż wylądowaliśmy prosto do więzienia. Wyszliśmy z odsiadki dwa lata temu i uświadomiłam sobie jednak, że moja noga nigdy tam nie postawi. Pierwszy i ostatni raz tam byłam. Mam nadzieję, że to nigdy się nie powtórzy, dopóki gdy Arlena nie zrobi kolejnego, durnego i głupiego pomysłu. Jej pomysły są niebezpieczne i mogą tez dojść do poważnego wypadku.
Ja i Arlena znamy się ponad dziesięć lat. Nie mieliśmy łatwego życia. Obie przeżyłyśmy straszne chwile. Nie. Nie chce wracać do tego, co kiedyś było. Co było nie wróci.
Spakowałam wszystkie swoje rzeczy, które będą mi potrzebne. Wyszłyśmy z motelu i zobaczyłam przed chwilą automat z jedzeniem i piciem, pomyślałam, że kupie coś na droge jak zgłodniejemy. Kupiłam dwie butelki wody mineralnej niegazowej i cocacoli, a jedzenie to rogaliki i chipsy. Spakowałam swoją torbę do samochodu i małe zakupy i weszłam do środka, a Arlena dodała gazu i jechałyśmy na jakąś przygodę życia.
Po kliku godzinach, zasnęłam podczas jazdy. Byłam bardzo zmęczona, nie miałam na nic ochoty i nic mi się nie chciało robić. Arlena obudziła mnie kilku minutach, żebym zobaczyła co się dzieje na drodze. Była godzina dziewiętnasta trzydzieści, nie było widać drogi, ani domów, lasów, miasta. Sama mgła. Nic nie było widać. Arlena jechała powoli i przeglądała z lewej i z prawej strony czy coś w ogóle widać. Nic. Sama mgła i pusta droga.
- Arlena zatrzymaj się - musiałam powiedzieć, bo coś mi tu nie gra. Było tak cicho. Zbyt cicho.
Zatrzymała się i patrzyła z każdej strony czy ktoś może jest w pobliżu. Otworzyłam drzwi od samochodu, wyszłam, usłyszałam, że Arlena zaczęła krzyczeć i mówiła co ja wyprawiam i zamknęłam drzwi. Ustałam przez chwilę koło samochodu poszłam coś zobaczyć, ponieważ coś mi nie pasuje. Odeszłam bardzo daleko od samochodu sprawdzić czy coś w ogóle jest. Nic nie widzę. Musiałam na chwilę zrobić małą przerwę, ustałam i zastanawiałam się w którą stronę mam iść. Przypomniało mi się teraz, że mam latarkę przy sobie od telefonu. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, włączyłam telefon i latarkę, dalej jest tak samo. Nic nie widać kompletnie. Sama mgła. Trzymałam bardzo mocno telefon, żeby mi nie spadł na drogę, jakby mnie coś wystraszyło. Przed chwilą zobaczyłam jakieś bardzo mocne białe światło. Szłam w kierunku światła, ale potem zniknęło. Odwracałam się z każdej strony i przeglądałam czy ktoś nie idzie za mną. Znów przed chwilą zobaczyłam światło ale to po prawej stronie, wtedy zaczęłam biec jak tylko mogłam i potem znów zniknęło.
- Cholera! - zaczęłam krzyczeć niepotrzebnie.
Wkurzyłam się gdy znów światło mi zniknęło po raz drugi. Nie wiem co teraz mam robić. Skuliłam się, złapałam ręcę za głowę, trzymałam tak przez chwilę, potem podniosłam głowę do góry i oparłam swoję ręcę na swoich nogach. Po kilku minutach, powoli odwracam swoją głowę w prawą stronę i zobaczyłam tak jakby bardzo duży cień przypominający jakiś budynek. Nie wiedziałam co to było. Wstałam powoli cały czas patrząc się w prawą stronę, odwróciłam się, spojrzałam się przez chwilę i szłam prosto do tego czarnego budynku. Podeszłam do drzwi, zapukałam i drzwi same się otworzyły po moim pierwszym pukaniu. Weszłam do środka i zobaczyłam stare, brzydkie i zniszczone meble. Byłam w salonie, telewizor cały zniszczony, dziura na samym środku ekranu, jakby ktoś rzucił siekierą. Czułam się bardzo niekomfortowo, nieswojo i niechęć do wszystkiego. Poszłam do kuchni, wszystkie narzędzia porozrzucane na podłodzę, nawet sztućce, talerze i szklanki. Wszystkie szkła. Okna wybite. Wyglądało to tak jakby ktoś się włamał do domu. Kierowałam się w stronę schodów prowadzące do góry i zobaczyłam przed chwilą kolejne drzwi, wydaje mi się, że te drzwi mogą prowadzić do piwnicy ale niczego nie jestem pewna. Zastanawialam się w którą stronę mam iść, ale potem usłyszałam, że podłoga skrzypiała, jakby ktoś szedł bardzo ciężkimi o mocnymi krokami to stałam przez chwilę. Szukalam czegoś czego mogłabym się obronić przed badzo niebezpieczną osobą która kręci się po domu. Znalazłm kij bejsbolowy i trzymałam ją tak bardzo mocno, że aż się szykowałam kiedy w końcu ta niebezpieczna osoba przyjdzie i mnie zaskoczy swoją obecnością. Szłam w kierunku salonu bardzo powoli, żeby podłoga nie skrzypiała. Znów uslyszałam kroki i ustałam przez chwilę na środku salonu pomiędzy kanapą a telewizorem. Słyszę, że kroki zbliżają się do mnie coraz bliżej. Zamknęłam oczy, trzymałam bardzo mocno kij, odwróciłam się i bardzo gwałtownie mocno biłam osobę.
- Arlena?! - byłam bardzo zszokowana, ździwiona i wystraszona - co ty wyprawiasz? Prawie dostałam przez ciebie zawał.
- Ciebie też miło wiedzieć - jęczała z bólu po tym jak niechcący ją pobiłam kijem bejsbolowym - chyba będę mieć siniaka. Dziewczyno masz refleks.
- Ta jasne - podałam jej rękę, żey wstała. Trzymałam ją w barku, żeby mi nie upadła - mogłam cie zabić.
- Wiem o tym - nie zaprzeczyła.
- Jak wiesz to czemu się skradałaś?
- Szukałam cie. Uciekłaś mi gdzieś - wątpię.
- A tak na serio?
- Mówię ci poważnie. A zresztą, nie będę się z tobą kłócić bo to nie ma sensu.
- Masz rację.
Chodzimy po domu jak małe mrówki.
Sprawdzamy każdy kąt. Arlena poszukuje cały salon a ja idę do góry do pokoi. Może coś znajdę a może nie. Chodzę po schodach trzymając się poręczy. Cwhilę ustałam i po lewej stronie zobaczyłam łazienkę, więc poszłam w prawą stronę do pokoi. Weszłam do pokoju dziecka. Ściany szare, meble porozrzucane na podłogę, pościel zniszczona, okno było otwarte. Zaczęłam przeszukiwać biurko z myślą, że może coś znajdę. Stare zeszyty, kredki porozrzucane, nożyczki, cyrkiel. Nic nie znalazłam. Przeszukałam szafę z ubraniami. Bardzo mało ubrań. Też nic nie ma. Wyszłąm z pokoju dziecka i poszłam do ostatniego pokoju rodziców. Chciałam otworzyć ale drzwi były zamknięte. Odsunęłam się kawałek, rozluźniłam swoje mięsnie, głęboki oddech i bardzo mocne konpięcie stopy w drzwi. W końcu się otworzyły. Weszłam do środka i też wszystko porozrzucane na podłogę. Sprawdzałam wszystkie zakamarki, komode, szafi nocne, szuflady. Nic. Zajrzałam jeszcze pod łóżko. Znalazłam piękny rewolwer.
Wracałam do Arlena'y. Wyszłam z pokoju i poszłam w dół szukając. Usłyszałam jej głos z piwnicy. Zeszła tam.
- Mariette chodź tu znalazłam coś.
Poszłam na dół do piwnicy i zobaczyłam, że Arlena przeszukuje jakiś schowek.
- Ja też coś znalazłam ale w pokoju rodziców dziecka.
Arlena podeszła do mnie bardzo blisko tak, że poczułam jej ciepły, lekki i głęboki oddech.
- Rewolwer Alfa. Jest piękny. Gdyby tylko tata zobaczył...- przerwała mi.
- Przykro mi z powodu twojego ojca - złapała mni za ramię, oznaczało to, że współczuła mi. - Teraz ja ci coś pokażę
Podeszłam razem z nią do schowka, który zamknęła za sobą.
- Jestes gotowa na to co zobaczysz?
- Jestem gotowa - powiedziałam do niej z głosem wojownika.